Auckland, Nowa Zelandia, przygoda, może i wyprawa życia – lądowałem na miejscowym lotnisku 16 stycznia 2017 r., a adrenalina, mimo zmęczenia, ledwo pozwalała mi usiedzieć na miejscu. Owszem, dotknął mnie jetlag, pomimo tego, że spałem w samolocie, lecącym aż 12 godzin z Szanghaju (o moim pobycie w Szanghaju czytaj tu). Podniecenie wywołane przybyciem tu też zrobiło swoje, ale znużenie lotem było bardzo dokuczliwe.

Auckland na dzień dobry

W końcu samolot dotknął kołami lotniska – byłem znów na ziemi. I to nie byle jakiej: pod moimi stopami była Nowa Zelandia, ze wszystkimi atrakcjami, które oferowała! Po odprawie z lotniska skierowałem się do autobusu linii Sky Bus, który jechał prosto do centrum Auckland. Sam przejazd zajmuje około 30-40 minut, bilety są do nabycia w kasach na lotnisku i w biurach na mieście. Koszt: 32 dolary nowozelandzkie w obie strony. Bilety można też zamówić drogą elektroniczną, zaoszczędzicie wówczas 2 dolary. Strona internetowa przewoźnika i rozkład jazdy znajduje się tu.

Najpierw hotel, potem w miasto

Nocleg, jeszcze w Polsce, za pośrednictwem portalu Booking.com, zarezerwowałem w Princeton Apartments. To apartamentowiec z pokojami dwuosobowymi oraz wspólną łazienką i kuchnią, całkiem sympatyczny, jak na pobyt, który tu zaplanowałem. Hotel mieści się na 30 Symonds Street, Grafton, Auckland 1010, tel. +649 950 8300. Cena od osoby za noc 44 dolary australijskie (126 złotych, cena z 2017 r.).  Ponieważ tuż obok apartamentowca stoi bardzo ładny kościół św. Pawła, zainspirowało mnie to do ruszenia natychmiast na miasto, nie patrząc na zmęczenie podrożą i zmianą czasu. Po drodze zobaczyłem Albert Park, budynek galerii sztuki w Auckland oraz kolonialny budynek dworca kolejowego Britomart. Nowa Zelandia i jej stolica Auckland zachwyciły mnie do razu!

Autobusem, promem, czy na piechotę

Sam transport publiczny w Auckland jest rozwiązany perfekcyjnie, biorąc pod uwagę dość trudną topografię miasta. Składają się na nią półwyspy, wysepki i zatoczki okalające aglomerację. Możliwości, by poruszać się po mieście, jest wiele: autobusy, kolej, czy promy. Link do organizatora transportu znajdziecie tu.

Wśród wulkanów

Całe Auckland jest otoczone wzgórzami, a wiele z nich to wygasłe stożki wulkaniczne. Tak jak góra Eden, na którą wspiąłem się na zakończenie pełnego wrażeń dnia. Cóż, zdobywałem swego czasu wyższe szczyty, więc wysokość nie zrobiła na mnie wrażenia (196 m n.p.m.), ale widok, jaki się rozpościera ze wzgórza już tak. To powinien być obowiązkowy punkt każdej wycieczki w Auckland. Droga piesza wiedzie przez park aż do krateru wygasłego wulkanu, a następnie na szczyt.

Ja i Nowa Zelandia

I na tym wzgórzu właśnie rozpocząłem swoją wyprawę, obmyślając dalsze etapy podróży. Na tym samym wzgórzu, dwa tygodnie później, zakończyłem ją. Wpatrywałem się wówczas w zachodzące słońce rozkoszując się ostatnimi chwilami, jakie oferowała mi Nowa Zelandia. Nim to jednak nastąpiło, dużo zwiedzania i oglądania wciąż było przede mną.

Widoki na Auckland jak z bajki

W drodze powrotnej do centrum Auckland, po przejściu wiaduktem Grafton Bridge, skręciłem z ulicy Karangahape Rd. na ukryty wśród drzew, malowniczo położony cmentarz Symonds Street Cemetery. Jest to najstarszy cmentarz w Auckland i jeden z najstarszych miejskich cmentarzy w Nowej Zelandii. Został założony w 1841 roku. Obszar cmentarza był położony kiedyś poza granicami administracyjnymi miasta. Nekropolia została powiększona w 1842 roku i podzielona na sekcje dla różnych wyznań religijnych. Jest ważnym elementem krajobrazu  kulturowego, który zawiera szereg zabytkowych artefaktów takich jak płoty, ściany, chodniki, schody, historyczne nasadzenia, budynki i rzeźby. Spoczęło tu tysiące mieszkańców Auckland, w tym wielu prominentów.

Pierwszy dzień zaliczony

Wróciłem wieczorem do hotelu i padłem na łóżko nieprzytomny ze zmęczenia, ale i szczęśliwy, że rozpocząłem niezwykłą podróż. Już wkrótce wyruszyć miałem do takich miejsc, jak Milford Sound, Moonlight Track czy niepowtarzalne wulkaniczne piekiełko, czyli Wai-O-Topu. Po samolotowych fotelach łóżko z fajnym materacem i miękką pościelą była dla mnie niczym balsam. Pamiętam, że usnąłem spełniony, ze świadomością, że rozpoczynam właśnie spełnianie jednego z największych marzeń w moim życiu.