Po cukierkowych ujęciach, odbijającego się w wodach Dunaju budynku węgierskiego parlamentu i wszystkich odpacykowanych na wysoki połysk zabytkach, znanych ze zdjęć, folderów, blogów czy fejsa, przyszedł czas na chwilę prawdy. Budapeszt na moich fotkach, to nadal centrum miasta, ale już nie przy głównych szlakach turystycznych. Tych ulic i budynków czas nie oszczędzał, jak widać. Budapeszt oglądany „od zaplecza” zachwycił mnie, ścisnął za gardło i nie chce nadal puścić.
Jak zapewne zauważyliście, od pewnego czasu w fotorelacjach zamieszczam zdjęcia miejsc, w których byłem, bez opisów. Te rezerwuję na typowo blogowe, poradnikowe wpisy. Dlatego też o Budapeszcie możecie sobie poczytać tu, a także tu, w kontekście nieodległego Wyszehradu. Tutaj zabieram Was na spacer bocznymi uliczkami kamiennego miasta.
Fociłem w sobotę, w trakcie jednodniowej przerwy w podróży do Bośni. Zostawiłem rzeczy w hotelu i ruszyłem w kilkukilometrową wędrówkę kanionami budapesztańskich ulic. Ich surowe piękne zachwyciło mnie od razu.
Czasem tak jest, że chce się zachować, uchwycić w kadrze jakąś fajną rzecz, budynek, człowieka, zwierzę. Niestety, nie jestem zawodowym fotografem. Choć starałem się jak najwierniej oddać to, co widziałem tamtej soboty w stolicy Węgier, to nie do końca taki efekt chciałem osiągnąć. Mam jednak nadzieję, że foty oddają choć trochę atmosferę tego miasta.
Taka sytuacja: nim zrobiłem zdjęcie podwórza widocznego przez otwarte drzwi, pojawiło się trzech, chyba trochę zakłopotanych panów, którzy je za sobą zamknęli. Jakie dylematy mieli w tym momencie, nigdy się dowiem, ale uchwyciłem to na fotkach.
Około 100 lat temu, gdy powstawały te kamienice, nie oszczędzano na kamieniarzach. Całe ulice w Budapeszcie pełne są wspaniałych kamienic o bogatej ornamentyce. Dla miłośników architektury, do których i ja zacząłem się od niedawna zaliczać, jak znalazł.
Kunsztowne kamienne i gipsowe ozdoby oraz kute z żelaza bramy i strojne portale wejściowe – to właśnie Budapeszt. Taka brama to rzecz bezcenna, świadek historii i ważnych chwil. Ile osób tędy przechodziło, ile historii wydarzyło się w miejscu co którego prowadzi?
Spróbowałem zajrzeć na podwórko, niewiele jednak zobaczyłem, oprócz zewnętrznych galerii obiegających – jak i w moim hotelu – cały budynek w podwórzu.
Małe zbliżenie na sztukę kucia bram i… wystarczyło spojrzeć wyżej, by zobaczyć historię, kryjącą się nad wejściem do budynku, wyrytą na kamiennym portalu.
Neapol, o którym pisałem jakiś czas temu, zachwyca nie tylko urodą kilkusetletnich budowli, ale i całym towarzyszącym temu anturażem. Czas wycisnął piętno na tym budynku, który rzuca na kolana urodą, choć uroda to trudna i nieoczywista.
Po przejściu labiryntu bocznych uliczek dotarłem w końcu do większej arterii. A tam czekał na mnie budynek w stylu art deco, jakby żywcem przeniesiony z USA.
Dwa stylowe skrzydła tego wysokiego budynku są widoczne z daleka. Styl architektoniczny od razu skojarzył mi się z klimatem filmowym noir wielkich amerykańskich, klasycznych produkcji filmowych.
Im bliżej budynku, tym bardziej monumentalny się wydawał. Nawet tak zniszczony, zachwyca pięknem projektu, wysmakowanymi detalami i tym czymś, co charakterystyczne dla art deco.
Z bliska widać, że niektóre piętra wyglądają na opustoszałe, co jednak nie odbiera nonszalanckiego uroku tej niezwykłej budowli.
Trochę jak z horroru, trochę z kryminału, może też trochę jakiejś dystopii – to gotowa scenografia filmowa. Tylko brać kamerę i kręcić!
Trochę mnie z Budapesztem w tle.
A na koniec trochę lukru, żeby nie było 🙂
1 thought on “Budapeszt jak ze snu”
Pingback: Budapeszt na weekend czyli Węgry w pigułce - ścieżki mojego świata