Jerozolima – nie potrafię myśleć o tym mieście na spokojnie, bez emocji. Spędziłem tu jedne z najcudowniejszych i najbardziej emocjonujących chwil podczas wakacji w 2016 roku.

Miasto kilku wyznań

Do Jerozolimy dotarłem 9 lipca, w samo południe, po godzinnej jeździe autobusem z Tel Aviv. Na niebie ani jednej chmurki, jednak gdy wysiadałem z autobusu, stwierdziłem, że temperatura jest niższa niż w Tel Avivie. Do tego podwiewał orzeźwiający wiatr. Choć było grubo powyżej 30 stopni, upał ten, dzięki wiatrowi i wszechobecnej klimatyzacji, nie był uciążliwy.

Do hotelu Palatin, położonego w bezpośrednim sąsiedztwie starego miasta, dotarłem jadąc tramwajem. To miłe, spokojne, czyste i bardzo kameralne miejsce z przyjazną obsługą. Choć doba hotelowa zaczynała się dopiero o 14, recepcjonista bez najmniejszego problemu wpuścił mnie do pokoju dwie godziny wcześniej. Dzięki temu mogłem się odświeżyć i trochę schłodzić rozpalone izraelskim słońcem ciało w komfortowym pokoiku z nieodłączną klimatyzacją.

Jerozolima na ulicach

Po chwili odpoczynku ruszyłem – wyposażony w  butelkę z wodą mineralną, rzecz w Izraelu obowiązkowa podczas każdego wyjścia czy wycieczki – z hotelu w stronę Starego Miasta. Sympatyczny recepcjonista z hotelu dał mi mapę Starego Miasta i nie tylko wytłumaczył, jak tam dojść, ale też udzielił wielu cennych wskazówek, dzięki którym Jerozolima, w której spędziłem zaledwie 3 dni, stała mi się o wiele bliższa.

Wyszedłem z hotelu i ruszyłem przed siebie, kierując się wskazówkami z mapy. Już po chwili zobaczyć monumentalne białe mury okalające miejsce, które nie ma sobie równych na całym świecie. Jerozolima czekała na to, aż ją odkryję i na swój sposób pokocham. 

Te wznoszące się na wysokość chyba z 10 metrów potężne mury Starego Miasta są dobrze widoczne z daleka. Wykonane z wapienia lśniły z oddali, nie można ich pomylić z niczym innym. Idąc ścieżką wzdłuż nich doszedłem do Bramy Jaffy i od razu znalazłem się w innym świecie. 

U bram starego miasta

Brama Jaffy (po arabsku oznacza „bramę przyjaciela”) to wejście do innego, cudownego świata: barw, zapachów, zabytków i emocji. To brama do najświętszych i najpiękniejszych zakątków wypełnionych nie tylko zgiełkiem tłumu turystów ale też zadumą, modlitwą i refleksją nad tym co w życiu naprawdę ważne. Wchodząc tu nie mogłem opędzić się od myśli, że wieki temu stąpał w tym miejscu Jezus Chrystus.

Stare miasto to cztery dzielnice otoczone murami: Dzielnica Chrześcijańska, Ormiańska, Żydowska i Muzułmańska. Do najświętszych dla chrześcijan miejsc, w tym Bazyliki Grobu Pańskiego dostaniemy się od bramy Jaffy idąc w dół wąską uliczką Dawida, gdzie sklepikarze podczas sezonu turystycznego przekrzykują się i prześcigają żeby sprzedać pamiątki, wypieki, słodycze i inne cudowności. Jednak w lipcu byli mało aktywni – mało kto mnie zaczepiał, również inni turyści przechodzili tędy spokojnie, nie niepokojeni przez handlarzy. Może to zmęczenie upałem, a może powód taki, że Jerozolima w lipcu ma mniej turystów ze względu właśnie na wysokie temperatury? Kto wie?

Skręcając w uliczkę Ha-Nostsnim dojdziemy w kilka minut pod bramę bazyliki Grobu Pańskiego, jednej z najważniejszych dla wyznawców Chrystusa budowli w mieście. Wzniesiono ją w miejscu, gdzie znajdowała się skała Golgoty. Na niej właśnie, wg tradycji, stał krzyż, na którym ukrzyżowany został Jezus Chrystus. Tu również miał znajdować się Jego grobowiec, z którego zmartwychwstał. Miejsce jest więc wyjątkowe.

Bazylika Grobu Pańskiego

Dziedziniec przed Bazyliką ma wymiary 25 na 17 metrów i pochodzi z czasów Konstantyna. Z lewej strony znajdują się trzy greckie kaplice, w tym św. Jana i czterdziestu męczenników. Z prawej – klasztor prawosławny pod wezwaniem św. Abrahama i abisyńska kaplica św. Michała. Po przekroczeniu progu Bazyliki odniosłem wrażenie, jakbym cofnął się o dwa tysiące lat wstecz. Półmrok, niewielka liczba pielgrzymów, co jest niezmierną rzadkością i sama atmosfera tego miejsca sprawiły,  że poczułem niesamowitą bliskość Boga, a wszystkie znane mi  cytaty z Biblii w tym czasie jakby przemknęły mi przed oczami. Uświadomiłem sobie z całą wyrazistością, że oto znalazłem się w miejscu najświętszym dla chrześcijan, związanym z męką i śmiercią Chrystusa.

Nikt nie powstrzyma tu emocji

Nieopodal wejścia do wnętrza Bazyliki spoczywa tzw. „kamień namaszczenia”, czyli hipotetyczne miejsce, w którym przed umieszczeniem w grobie złożony został Jezus Chrystus. Ciało należało – wg ówczesnych zwyczajów – obmyć, namaścić i owinąć w całun. Wierni adorują ów kamień w sposób szczególny. Całują go i dotykają. To jedno z tych szczególnych miejsc w świątyni, przy których łzy same cisnęły mi się do gardła. Widok przejętych głęboko wiernych, dla których wizyta w miejscu, w którym był obecny Jezus Chrystus, pozostaje w pamięci na zawsze.

Kilka metrów nad poziomem Bazyliki znajduje się Kalwaria, miejsce ukrzyżowania Chrystusa. Sama Kalwaria nie jest już w tej chwili osobną górą poza murami miasta tak, jak to było za czasów, gdy przebywał w tym miejscu Jezus Chrystus, lecz została ukryta pod szarą kopułą, do której wchodzi się po wąskich, stromych schodach. To najświętsze miejsce jest podzielone pomiędzy Zakon Braci Mniejszych (Kościół Łaciński) oraz Greków ortodoksyjnych. W części prawosławnej znajduje się ołtarz umieszczony na tej samej skale, w którą zatknięty był Krzyż Chrystusa. Tu znajduje się również fragment skały, która – gdy umarł Jezus Chrystus – miała przełamać się na pół.

Tu spoczął Jezus Chrystus

Pobyt w tym miejscu? Cóż… Tu właśnie bije mocniej serce. Tu emocje biorą górę nad wszystkim. Niejeden cynik w tym miejscu przeżył coś na kształt objawienia. Nie potrzeba więc słów, milkną niepotrzebne myśli, nic nie jest ważne w chwili, gdy obcujemy z miejscem, w którym Jezus umarł. W tym miejscu zazwyczaj jest tłoczno. Mi przytrafiła się już drugi raz sytuacja,  kiedy przy tej skale stało zaledwie kilkoro turystów. Mogłem więc spokojnie zatopić się w myślach i modlitwie. Nie mogę nawet w tej chwili, choć minęło już tyle tygodni, oddać wszystkich  emocji, które mną zawładnęły.

Sanktuarium

Idąc wgłąb Bazyliki docieramy do kaplicy Grobu Pańskiego (Anastasis), która ucierpiała w wyniku trzęsień ziemi i pożaru. Rekonstrukcja w obecnej postaci pochodzi z XIX wieku. Do środka wchodzi się przez bardzo wąskie i niskie przejście. Przed wejściem znajdują się świece i lampki oliwne, które należą do wyznawców trzech religii, opiekujących się Grobem: katolików, Greków prawosławnych i Ormian. Wnętrze grobowca składa się z dwóch komór. Pierwsza to  niewielkie pomieszczenie z małym ołtarzem w środku (kaplica Anioła). W głębi znajduje się właściwa komora grobowa z ołtarzem-ławą, miejscem złożenia ciała Chrystusa. Niestety, kolejki pielgrzymów nie pozwalają aby zostać tu nieco dłużej, więc musi wystarczyć jedynie krótka modlitwa…

W Bazylice znajdują się ponadto : Kaplica Znalezienia Krzyża Świętego, Kaplica Koptyjska, Kaplica Syryjska, Kaplica św. Longina setnika rzymskiego, który przebił włócznią bok Jezusa, oraz Więzienie Chrystusa i Kaplica Rozdzielenia Szat.

Szczególnie tajemnicza jest Kaplica Syryjska – mroczna, pozbawiona sprzętów, wypalona i okopcona. Jest to bardzo ważne miejsce dla archeologów, tutaj znajdują się oryginalne grobowce typu kokhim – dziesięć komór, pochodzących z okresu herodiańskiego, współczesnego Chrystusowi. Niegdyś, bodajże w XVI wieku pielgrzymi wierzyli, że w tym miejscu przypuszczalnie znajdowały się groby Józefa z Arymatei i Nikodema.

Bazylika Grobu Pańskiego to miejsce ze wszech miar szczególne. Nie ma takiego drugiego na Ziemi. Z tego słynie Jerozolima i myślę, że każdy katolik będąc w tym miejscu ma podobne, jak ja, odczucia. 

Po opuszczeniu terenu bazyliki wracamy do labiryntu zadaszonych uliczek, tworzących bazar.

Bazar, jakiego nie ma nigdzie

Jerozolima oszałamia, a sam bazar wręcz powala, nie tylko liczbą sklepów i bogactwem oferowanego asortymentu, w dużej mierze turystycznego (magnesy, pamiątki, ubrania, tkaniny, biżuteria, etc.), ale i smakiem oraz zapachem. Co kilka metrów można natknąć się na sprzedawców owoców, oferujących świeżo wyciskane soki (tu sok z grantów nie kosztuje jak w Tel Avivie 15, a 20 lub nawet 25 szekli), zioła i przyprawy bądź wypieki. Na jednym ze zdjęć poniżej widać usypaną piramidę z przypraw. Może to zasługa tutejszego klimatu, że usypane w imponujące kopce przyprawy nie tracą smaku ani aromatu? Od egzotycznych woni cynamonu, imbiru czy kardamonu aż kręciło się w głowie.

Przyprawy, aromaty, słodycze, zabytki

Można na bazarze natknąć się na sklepiki, w którym na miejscu wykonywana jest baklava, tradycyjną arabska słodkość (listki ciasto filo przełożone orzechami czy migdałami i skąpane w miodzie, cena za sztukę od 3, 4 szekli). Takie lokalne mini-piekarnie sąsiadują często z barami, w których króluje hummus i falafel. Przesiadują w nich nie tylko turyści, ale przede wszystkim mieszkańcy Jerozolimy. Jeśli dodamy do tego wszechobecne zakłady fryzjerskie, wszelkiego rodzaju warsztaty wykonujące różnorodne naprawy czy oferujące towary z własnej manufaktury oraz dziesiątki mniejszych lub większych sklepików z różnorodnym towarem, w tym z antykami i dziełami sztuki, to i tak nie będzie to pełen opis tego miejsca. Jerozolima słynie z tego bazaru, trzeba go zobaczyć na żywo!

Dzielnica muzułmańska o wiele tańsza

Labirynt uliczek bazaru może zaprowadzić do jednej z bram Starego Miasta. Ja wyszedłem z niego przed Bramę Damasceńską, wprost do dzielnicy muzułmańskiej. Pierwsze, co rzuca się w oczy turyście, to ceny. Są tu o wiele niższe – butelka wody o pojemności 1,5 l  kosztowała w sklepie prowadzonym przez muzułmanina zaledwie 3 szekle, dla porównania taka sama woda w sklepie niedaleko mojego hotelu kosztowała już między 8 a 10 szekli.

Pokręciłem się trochę po okolicy Bramy Damasceńskiej i wróciłem nią na teren bazaru. Posługując się mapą dotarłem do kolejnego słynnego miejsca – tzw. Ściany Płaczu, pozostałości po świątyni Salomona.

Ściana Płaczu

To tradycyjne miejsce modlitw Żydów, ale nie tylko, każdy może tu podejść, zakładając jarmułkę i spędzić kilka minut na kontemplacji i modlitwie. Tu, między kamienne bloki muru wtyka się karteczki z prośbami do Pana Boga. Założyłem więc na głowę jarmułkę (były dostępne bezpłatnie, zwrotne jarmułki z cieniutkiego materiału), napisałem prośbę i pomodliłem się pod ścianą.

Jerozolima, dzień trzeci – to mój powrót na teren Starego Miasta. Niestety, czasu nie starczyło na wszystko, co chciałem zobaczyć, musiałem więc wybierać. Zdecydowałem się na Miasto Dawida, potem zaplanowałem wizytę na Wzgórzu Świątynnym, a następnie wędrówkę na Górę Oliwną.

Miasto Dawida

Do Miasta Dawida, miejsca które w czasach króla Dawida i Salomona było centralnym punktem Jerozolimy, udałem się z samego rana. Miejsce to, znajdujące się dosłownie rzut kamieniem od Ściany Płaczu, położone jest obecnie poza murami Starego Miasta. Dziś jest to teren wykopalisk archeologicznych, przedstawiający wyjątkowo burzliwą historię miasta, od momentu jego założenia.

Po zakupieniu biletu wchodzimy na teren wykopalisk. Widać tu nie tylko pozostałości dawnych budowli wraz z ich opisem, ale przede wszystkim rozciąga się stąd zachwycający widok na osiedla po przeciwnej stronie głębokiej doliny, widać stąd również wspaniale Górę Oliwną. Jednak największą atrakcją tego miejsca jest liczącego ponad pół kilometra długości tunelu Szilo (zwany także tunelem Ezechiasza), wydrążony w skałach… 27 wieków temu przez króla Hiskiasza. Budowla ta dostarczała wodę ówczesnym mieszkańcom Jerozolimy.

Podziemna Jerozolima

Do tunelu schodzi się systemem wykutych w skale komór. Tunel przetrwał jakimś cudem zawieruchy, jakich historia nie szczędziła miastu i można nim przejść do sadzawek Szilo. Uwaga: to nie jest wycieczka dla osób bojących się ciemności, ciasnych wnętrz i wody.  Jeśli więc cierpicie na klaustrofobię, zdecydowanie odradzam półkilometrowy spacer bosymi stopami po śliskich kamieniach, w rwącej wodzie, która miejscami ma metr głębokości, ciemnym, ciasnym tunelem, z którego nie można się cofnąć. Mi się podobało, ale widziałem, że wiele osób rezygnowało z przeprawy.

Alternatywą dla tej wycieczki w mrokach i wodzie, jest spacer wyjątkowo ciasnym i również nieco klaustrofobicznym, ale chyba jednak łatwiejszym do przejścia – suchym i dobrze oświetlonym – tunelem równoległym (na zdjęciach poniżej).

Po opuszczeniu terenu miasta Dawida i pełnych emocji przejściach obydwoma tunelami głęboko pod ziemią wróciłem w rejon Ściany Płaczu.

W drodze na Wzgórze Świątynne

Ustawiłem się w sporej kolejce przed bramą wiodąca na Wzgórze Świątynne. Droga na Wzgórze prowadzi obudowaną drewnianą charakterystyczną rampą, biegnącą nieopodal Ściany Płaczu (widać ją na wielu zdjęciach). Wejść na Wzgórze może każdy, oprócz Żydów. Dlaczego? Z grubsza wygląda to tak: pierwsza sprawa to wzgląd na uczucia Palestyńczyków, a druga to nakazy judaizmu. Nie jest znana dokładna lokalizacja świątyni Salomona na Wzgórzu, tym samym można niechcący stanąć w miejscu, gdzie w świątyni była przechowywana Arka Przymierza. Natomiast wejście Żydów na wzgórze jest uznawane jest za bluźnierstwo i może skutkować napięciami w mieście.

Odwieczna wrogość

Tak się składa, że byłem świadkiem przepychanek na punkcie kontrolnym – grupa Izraelczyków chciała bezwzględnie wejść na teren Wzgórza. Między nimi a zdenerwowanymi żołnierzami wywiązała się ostra polemika, koniec końców grupa weszła na Wzgórze, jednak spotkało się to z ostrą reakcją muzułmanów. Jerozolima pokazała w tym momencie swoją mroczną stronę – nienawiść między wyznawcami religii, która jest zarzewiem trwającego tu od lat konfliktu. 

Stąd Mahomet poszedł do nieba

Samo Wzgórze Świątynne to najważniejsze dla muzułmanów mieszkających w Jerozolimie miejsce. W czasach, gdy dowodzeni przez króla Dawida Izraelici zdobywali miasto, tu  właśnie stały świątynie bóstw kananejskich. Zgodnie z tradycją żydowską w tym właśnie miejscu Abraham miał złożyć syna Izaaka w ofierze. Tu również znajdowała się świątynia Salomona, gdzie przechowywano Arkę Przymierza, zawierającą tablice  z dziesięciorgiem, przykazań. Świątynię zburzyli Babilończycy, kilkukrotnie podejmowano próby jej odbudowy. W rezultacie jedynym elementem, który zachował się do dziś, jest zachodni mur tarasu świątynnego, owa słynna Ściana Płaczu. 

Gdy Jerozolima przeszła w ręce muzułmanów uznali oni, że właśnie stąd, z terenu  dzisiejszego Wzgórza Świątynnego, Mahomet poszedł do nieba, pozostawiając na skale odcisk stopy. Nad skałą z tymże odciskiem wzniesiono pod koniec VII w. n.e meczet nazywany dziś Kopułą na Skale. Podobnie jak reszta miasta i ten meczet przeszedł burzliwe dzieje – przez jakiś czas był nawet świątynią chrześcijańską. Jednak w XII wieku teren ten przywrócono muzułmanom i tak pozostało do dziś.

O czym pamiętać wybierając się na Wzgórze Świątynne?

Choćby o tym, że nie jest dostępne dla zwiedzających przez cały czas. W lipcu wejście było czynne od 7:30 do 11:00 i od 13:30 do 14:30, nieco której jest otwarte między październikiem a marcem, zamknięte jest w piątki. Wstęp jest bezpłatny, ale liczba gości limitowana, więc warto przyjść jak najwcześniej i ustawić się w kolejce. Ja czekałem około jednej godziny.

By dostać się na teren wzgórza, trzeba przejść kontrolę bezpieczeństwa. Należy więc mieć ze sobą paszport (w Izraelu ze względu na wszechobecne bramki bezpieczeństwa najlepiej mieć go ze sobą na stałe). Nie można mieć na sobie żadnych symboli religijnych, więc przed bramką bezpieczeństwa trzeba ściągnąć z szyi łańcuszek z medalionem czy krzyżykiem. Uwaga! Wchodzących na teren wzgórza obowiązuje stosowny ubiór: kobiety muszą mieć zakryte ramiona i głowy, panowie zaś powinni mieć długie spodnie. Kto ich nie ma, zaraz po wejściu na teren Wzgórza trafia wprost w ręce muzułmańskich handlarzy, którzy „za jedyne” 25 szekli oferują wydziergane byle jak z najtańszego materiału, pochodzące chyba z Chin chusty, którymi panowie mogą przewiązać się w pasie czy udach, by zasłonić odkryte nogi. By tego uniknąć, a 25 szekli wydać na dobry falafel, warto mieć ze sobą po prostu długie spodnie. 

Meczety niedostępne dla niewiernych

Co nas czeka na Wzgórzu? To przede wszystkim gigantyczny plac, na którym znajduje się wiele meczetów. Niestety, są one niedostępne dla niewiernych. Jednym z nich jest usytuowany tuż przy wejściu meczet Al–Aksa. Lecz najważniejszą tu budowlą jest usytuowany w centralnym miejscu Wzgórza Świątynnego meczet zwany Kopułą na Skale.

Ta monumentalna budowla z dala mieni się złotą kopułą, ufundowaną przez króla Jordanii, Husajna,  w latach 50-tych XX wieku. Natomiast przepiękne ceramiczne okładziny ścian to zasługa Sulejmana Wspaniałego, który tym sposobem zastąpił zniszczone oryginalne mozaiki.

Uwaga: naciągacze!

Oprócz wspaniałych budowli na wzgórzu znajduje się również gaj oliwny. Można by tu spędzić więcej czasu, gdyby nie ograniczenia czasowe. Uwaga na naciągaczy: na turystów polują tu panowie oferujący za co najmniej 10 szekli możliwość obejrzenia niedostępnego dla turystów wnętrza Kopuły na Skale. W praktyce wygląda to tak, że pokazują, owszem, ale zdjęcia na telefonie komórkowym 🙂 I to nie wszystkie, za pokazanie kolejnych żądają dodatkowej zapłaty. Wystarczy im jednak grzecznie, ale stanowczo powiedzieć „nie”, by dali spokój. Chyba, że komuś zdjęcia w telefonie wystarczą 🙂

Po wizycie na Wzgórzu Świątynnym postanowiłem ruszyć w kierunku wznoszącej się majestatycznie nad Jerozolimą Góry Oliwnej. Jednak po drodze, na wąskiej uliczce biegnącej do bramy zaszedłem do miejsca, jak nie z tego świata. Jerozolima odkrywała przede mną kolejne, piękne miejsca. 

Klasztor i bazylika św. Anny

Na teren klasztoru wchodzi się przez zespół budynków, gdzie znajduje się kasa (wstęp: 7 szekli). Warto wydać te pieniądze, by za chwilę znaleźć się w oszałamiająco pięknym, zielonym ogrodzie, prawdziwej oazie żywej, soczystej, pachnącej zieleni. Został założony tuż przy bazylice. Samą świątynię w XII wieku wznieśli krzyżowcy z przeznaczeniem dla benedyktynek. Miejsce nieprzypadkowe: tu podobno stał dom rodzinny Matki Boskiej, a więc dom św. Anny i  św. Joachima. Świątynia przechodziła burzliwe dzieje, była przez jakiś czas w rękach muzułmańskich, pełniąc rolę szkoły koranicznej. Od XIX wieku znajduje się pod opieką Francuzów, którzy zajmują się nią i dziś.

Miejsce zaklęte

Sama bazylika, wzniesiona w stylu romańskim, jest piękna, ale prawdziwie urokliwy jest teren wykopalisk archeologicznych, rozciągający się tuż przy niej. To nie tylko szczątki cystern na wodę (w jednej z nich nadal jest woda, można tam zejść schodami), ale i ruiny zburzonej bazyliki bizantyjskiej. Podobno woda ze znajdującej się tu sadzawki miała właściwości uzdrawiające.

Zarówno w bazylice, jak i w parku archeologicznym spędziłem niezwykłe chwile. Otulony ciszą, mogłem tu pobyć samotnie oddając się kontemplacji. To przepiękne, spokojne miejsce, otoczone bujną roślinnością, miejsce, do którego bardzo chciałbym jeszcze wrócić. 

Następny punkt wycieczki?

Góra Oliwna

Znajdują się tu miedzy innymi: Kopuła Wniebowstąpienia, Kościół Pater Noster, Kościół Dominus Flevit, Cerkiew św. Marii Magdaleny, Ogród Oliwny i Kościół Wszystkich Narodów oraz Grób Najświętszej Marii Panny. Uwagę przykuwa również ogromny Cmentarz Żydowski na zboczu. Jest najstarszy i prawdopodobnie największy na świecie. Jest bardzo starym (pochodzącym jeszcze z czasów biblijnych) miejscem pochówku. Panuje przekonanie, że będzie to miejsce zmartwychwstania zmarłych w Dniu Sądu, po  nadejściu Mesjasza. Obecnie spoczywają tu zarówno znani rabini, przywódcy, artyści, zwykli ludzie i pielgrzymi.

Na piechotę pod piekącym słońcem

Wyszedłem z terenu Starego Miasta przez Lwią Bramę i wyruszyłem w kierunku Góry Oliwnej. Najprościej jest dojechać do niej autobusem nr 75 z przystanku przy Bramie Damasceńskiej. Należy potem wysiąść tuż przy Kościele Pater Noster (gdzie przypuszczalnie Chrystus nauczył uczniów odmawiać modlitwę Ojcze Nasz), a potem już schodzić schodami w dół do punktu widokowego.

Ja obrałem wariant trudniejszy, na piechotę. Od ulicy Derech Jericho trzeba przejść przez skąpane w słońcu skrzyżowanie, a potem już ostro do góry. Na szczęście pora, w jakiej się wybrałem, gwarantowała odrobinę cienia. Na górę wchodziłem schodami, mijając prywatne domy po prawej, a po lewej gaje oliwne z drzewami, które wyglądały, jakby pamiętały dawne czasy. Schody doprowadziły mnie na szczyt wzgórza, z którego zszedłem na punkt widokowy. To z tego miejsca pochodzą chyba najsłynniejsze, najbardziej znane na świecie fotografie tego miasta, z górująca na pierwszym planie Kopułą na Skale na Wzgórzu Świątynnym.

Jerozolima jak na dłoni

Poniżej punktu widokowego rozciąga się miejscowy cmentarz. Zejście wąską uliczką przy Kościele Marii Magdaleny dostarczało mi kolejnych niesamowitych wrażeń. Stąd Jerozolima jest jak na dłoni, to widok jedyny w swoim rodzaju. Zobaczcie, jak naprawdę, bez upiększeń w Photoshopie, wygląda Jerozolima.

Ogród Oliwny, do którego zajrzałem schodząc z Góry Oliwnej, usytuowany jest u jej podnóża.

Ogród Oliwny

To miejsce, gdzie Jezus Chrystus modlił się i w którym został pojmany. Niegdyś przy ogrodzeniu rosły tu drzewa oliwne i prawdopodobnie znajdowała się też  grota, w której można było się schronić. Zlokalizowana była tu także tłocznia oliwy.

Dziś w Ogrodzie Oliwnym jest osiem bardzo starych drzew oliwnych. Mogłyby pamiętać wydarzenia z ostatnich dni, kiedy żył Jezus Chrystus, ale fakty historyczne są nieubłagane: wódz rzymski Tytus przed atakiem na Świątynię Salomona kazał wyciąć w bliskim otoczeniu Jerozolimy wszystkie drzewa… Miejsce jest jednakże tak piękne i spokojne, że warto je odwiedzić,  odpocząć w cieniu drzew i na chwile zadumać się nad tym, co z całą pewnością w tej okolicy się wydarzyło. 

Kościół Wszystkich Narodów

Po zejściu w dół z powrotem do ulicy Derech Jericho wystarczy cofnąć się trochę w stronę dawnego Miasta Dawida i Cmentarza, aby dojść do Bazyliki Konania – nosi ona również nazwę Kościoła Wszystkich Narodów. W tym miejscu przypomniały mi się słowa z Biblii: (..) „Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę tam i będę się modlił”. Wziąwszy ze sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać lęk. Wtedy rzeki do nich: „Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze mną”, i odszedłszy trochę dalej upadł na twarz i modlił się w te słowa: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech mnie ominie ten kielich; wszakże nie jak Ja chcę, lecz jak Ty…”

Przez Lwią Bramę wróciłem na teren Starego Miasta i przechodząc przez dzielnicę  muzułmańską, wróciłem w pobliże hotelu Palatin. Jerozolima połyskiwała na złoto w promieniach zachodzącego słońca. To był mój ostatni wieczór w tym mieście i postanowiłem uczcić go kulinarnie. Stąd i widoczne na zdjęciach poniżej miejscowe smakołyki, jakich sobie nie pożałowałem – hummus, pita, do tego przepyszna grillowana baranina i na wskroś europejskie frytki. Smakowało wybornie 🙂